sobota, 20 października 2007

brzenczu

19.X.
w pociagu Varanasi - Chennai (Madras)
Za zakratowanym okienkiem zar splywa na indyjska ziemie. Cos sie zmienilo - nie sa to juz widoki jakie towarzyszyly nam na polnocy. Teraz widzimy palmowe lasy, pola ryzowe, male wioski - wszystko zatopione w niezykle intensywnej zieleni. Jest pieknie. I choc jeszcze go nie widze, wiem, ze tuz za horyzontem rozbija sie Ocean Indyjski.
My sami zajmujemy przestrzen na wzor przedzialu - jednak bez scianki odgradzajacej nas od reszty wagonu (tak jak ukrainskie plackartne). Po obu stronach pseudoprzedzialu znajduja sie po trzy lezanki. Nad glowa wisza trzy ogromne wentylatory. Spedzilismy tu juz dwie noce - jedziemy dalej.
Po przeciwleglej stronie do naszego zakratowanego okienka - doslownie na wprost naszych nog lezy sobie hinduskie malzenstwo. Ludzie mlodzi, nieszczesliwi. Sa razem, ale jakby byli osobno - kazdy z nich patrzy w okienko, nie rozmawiaja.
Hinduskie malzenstwa sa czyms na wzor kontraktu. To rodzice podejmuja decyzje kierujac sie czesto korzyscia materialna - do tego jeszcze zasady kastowosci (malzenstwa zawierane sa tylko pomiedzy czlonkami tej samej kasty). Czesto mloda para poznaje sie dopiero tuz przed sama ceremonia. Ci wlasnie nasi towarzysze podrozy nie wygladaja na szczesliwych - ten kontrakt nie przyniosl chyba nic dobrego. Jeszcze w Jaisalmerze kiedy siedzielismy wieczorna pora na murach twierdzy, przysiadla sie do nas grupka hindusow (wsrod nich fotograf Kuku - bardzo pozytywna dusza). Rozmawialismy o roznicach kulturowych - jest ich wiele. Kiedy dotarlismy do kwestii malzenstwa i zgody na decyzje rodzicow co do wyboru partnera, z ich sposobu przedstawiania tej kwestii wynikalo, ze w pelni akceptuja te praktyki. Podkreslali, ze czas na fascynacje, zaloty i znajomosci damsko - meskie przypadaja na okres mlodzienczy, potem, gdy zaczyna sie bardziej odpowiedzialny okres zycia trzeba myslec praktycznie. Ktoz chce bardziej szczescia swoich dzieci niz rodzice - to oni wiedza co dla ich dzieci jest najlepsze. Nieco pozniej - juz tylko w naszym polskim towarzystwie zauwazylismy, ze sposob spedzania czasu hindusow nie daje praktycznie mozliwosci zawieraniu znajomosci damsko - meskich. Nie ma pabow, gdzie wszyscy beztrosko rozmawiaja, wszelkie objawy sympatii pomiedzy przedstawicielami przeciwnych plci sa spolecznie pietnowane. Nie mozna trzymac sie za rece, mezczyzni spedzaja czas z mezczyznami, kobiety z kobietami (tak swoja droga feministki mialyby tu naprawde duzo roboty). Hm...moze dlatego jakos to tutaj jeszcze funkcjonuje.
W kazdym badz razie para siedzaca naprzeciwko nas byla naprawde nieszczesliwa.
Za oknem pojawiaja sie jakies zabudowania. Olek szuka nazwy miejscowosci na mapie z nadzieja, ze po trzech dniach w koncu wezmie prysznic.
Pociag sunie dalej.

20.X
Chennai (Madras)
Indie odslona druga
Uff...mlyn totalny. Znowu czujemy sie zagubieni jak na samym poczatku w Delhi - szok. Poludnie jest calkiem inne. Prawie nikt nie rozmawia po angielsku. Przewodnik Lonely Planet, ktory niewatpliwie pomogly nam rozeznac sytuacje, zaginal. Stoimy w srodku rozszalalego, ogromnego miasta. Choc rynsztoki zapelnione sa podobnie jak na polnocy, jest czysto. Nawet tuk-tuki wygladaja jakos schludniej. Wszyscy rzucilismy bagaze kolo jakiegos skrzyzowania, w cieniu. Teraz ja i Jacek idziemy rozeznac sytuacje co do hotelu, cen, transpotu. Koszulki przyklejone sa do naszych cial - zar sie leje z nieba. Nie myci od trzech dni rolujemy brud z dloni. Jest wilgotno i goraco.
Idziemy 2 godziny w poszukiwani kafejki internetowej gdzie chcemy zaczerpnac podstawowych informacji. Przechodzimy przez dzielnice papaiernicza - setki sklepow z zeszytami, dzielnice prawnicza - sklepy z literatura prawnicza, itd. W koncu wracamy. Umeczeni ze szczatkowymi informacjami. Trafiamy do hotelu. Jakis gruby hindus lezy na w brudnej norze na lozku - oto nasz pokoj. Idziemy dalej za naganiaczem - o dziwo prowadzi nas do czystego hotelu - zostajemy. Jest inaczej, jestem zafascynowany - kocham takie chwile.

Brak komentarzy: