sobota, 15 grudnia 2007

wtorek, 4 grudnia 2007

Olek B



(przypisy bardzo! istotne na końcu tekstu :)


"Memento z banalnym tryptykiem"

Wróciłem... nigdy nie wyjeżdżałem, a może nigdy mnie tu nie było... zawsze tam, nieobecny, w świecie który istnieje tam gdzie mnie nie ma, tam gdzie wyjeżdżam, nie tutaj. Tu muszę funkcjonowac, byś obecny fizycznie, spełniac sumiennie zacną rolę cznołnka społeczeństwa; byc synem, przyjacielem, kolegą... muszę byc dorosły, bo tego się odemnie wymaga.
Zawsze jednak pozostane dzieckiem, radosnym, ufnym, szczerym, nawet jeśli bez akceptacji świata. Każdy wyjazd, każda podróż, bycie "nie tu" to szczęśliwe chwile beztroski, naiwnej refleksji, otwartości na rzeczywistośc, na ludzi. Dlatego nigdy tu nie byłem, nie dorosłem i nie zamierzam dorosnac.

"Wróciłem". Tydzień fizycznej adptacji. Tylko tyle. Przecież nie wyjeżdżałem. Obudziłem się żeby nie zasnąc nigdy więcej. Chociaż obudziłem się naprawdę już wcześniej. Gdy po pokonaniu 900 kilometrów, stojąc nad brzegiem oceanu pod ogromnym kamiennym krzyżem pojąłem, że nie można iśc już dalej; w odradzającym ogniu zrozumiałem że "trzeba miec chaos w sobie by narodzic tańczącą gwiazdę" * . Właśnie tam, na końcu świata, otworzyłem po raz pierwszy oczy. Droga którą podążałem skończyła się. Droga którą będe podążał dalej dopiero się zaczyna. Moje camino rozpoczęło się na jej końcu. Z "drogi" już nigdy nie wróciłem i nie zamierzam. Dlatego wciąż jestem. Nie byłem w Hiszpani, nie byłem w Indiach, wciąż tam jestem. Jestem jeszcze w wielu miejscach w których będe i tak już pozostanie, chociaż rzeczywistoc wprowadza swoje kategorie czasu i przestrzeni w swoją materie, w moją fizycznośc.

2 Wymiary
Już powoli blednące kolory, zapachy, smaki. Obrazy wciąż przed oczami, ożywające na zdjęciach. Wspomnienia układają się w jeden obraz, ogromny, nie do ogarnięcia, ale coraz bardziej konkretny, wyraźny i zarazem zamazany. To źle. Przecież ważne w nim są szczegóły, momenty, te niezrozumiałe, ulotne chwile "tu i teraz". Im więcej widzę, im więcej rozumiem, tym bardziej tracę to co było. Prawdziwe przeżywanie to "bycie"; czas zamyka wszystko do obrazów, które stają się dwuwymiarowe; konkretne, zrozumiałe, aż do wyblaknięcia. Zamykam oczy i boję się że zobacze wszystko jako całośc, kolorową piękną całośc, jak na widokówce.
Perspektywa, dystans, bardzo ambiwalentne wartości. Powrót do rzeczywistości, naszej rzeczywistości i świadomośc różności tamtego świata, tak odmiennego niż nasz pozwala na zupełnie inne spojrzenie, właśnie z 
dystansem.Świadomośc inności, zróżnicowania, braku konieczności, wyznaczonych prawideł 
społecznego konformizmu; perspektywa odmiennego życia, funkcjonowania w tym samym świecie organizowanym na tych samych zasadach a jednak życia tak różnego, ocala przed zamknięciem się w konieczności własnej egzystencji. Jednak dystans i perspektywa to znaki czasu, formy przeszłości, które zabierają "bycie", przeżywanie. Nie chcę przeszłości w byciu w Indiach. Indie wciąż są we mnie, nie chcę oddalic się od nich na tyle żeby spoglądac na nie z dystansu oglądając je jako całośc, która była, wspaniała, barwna przeszłośc.


Limbo
Nikt z nas naprawdę nie wrócił. Zawisł w nostalgicznej przestrzeni półsnu, zdmuchując coraz intensywniej kurz z blednących lecz wciąż żywych wspomnień, balansując na byciu tu i tam, nie potrafiąc połączyc rzeczywistości, która w nim pozostała z tą, w której byś musi. W czyściu zagubienia, bólu nierealności, odnajdujemy się na nowo, odradzamy się, budzimy, widząc świat inaczej. Pełni spokoju, pokory, nadziei, jak dzieci, w przyszłośc która otwiera się w innych wymiarach poza czasem i przestrzenią. w której staramy się prawdziwie "byc"
Czy tak jest, czy powinno byc? Czy to Indie? 2 miesiące podróży, Himalaje, Thar, Ocean, czy ludzie z którymi dzieliliśmy każdą chwilę?

Czasem wystarczy szept by obudzic śpiącego, jeśli nie śpi zbyt mocno, jeśli czuwa.

Memento
Ludzie z którymi jestem w Indiach, ludzie z którymi tam zostałem, zostałem na zawsze. Ludzie o których można by powiedziec wiele, banały, trywializmy, starając się odnaleźc słowo które zamknie ich we wrażeniu obecności, określi ich tożsamośc, innośc, blikośc. Przyjaciele dzięki którym pobyt w Indiach nabiera prawdziwej wartości, we wszystkich swych odcieniach. Chwile które tam spędzam są tak wspaniałe właśnie dzięki nim.

Banalny epilog (tu)
Wiele się stało od czasu powrotu. Pomysły, które powstały dzięki karmie sprzyjającej podczas tego pobytu rozkwitają kształtując naszą przyszłośc. Pomimo ciągłej adaptacji, przystosowywania się na nowo do rzeczywistości nie wygasł w nas optymizm, a wręcz rozniecił się kiełkując coraz to nowymi planami. Silmaril - atelier alternatywnej fotografii, powstaje. Artykuły, wywiady pojawiają się w mediach a wiele jeszcze przed nami, film, wystawy. To bardzo mobilizuje i sprawia, że 
koniecznośc  nieuchronnej ada
ptacji przebiega łagodniej. Pozwala na ciągłe powracanie do oceanu, 
na szczyty Himalajów,
wydmy, nad Ganges i Shiok.
Plany kolejnej wyprawy kłębią się w naszych głowach. Oczywiście znów Azja, a może jeszcze gdzieś indziej.
Wszyscy staramy sie jednak wciąż odnaleźc siebie, przecież nawet jeśli już sprawnie funkcjonujemy, sprawiając pozory normalnych dorosłych ludzi, nauczycieli, urzędników, studentów, to tylko pozory... W końcu pozostaliśmy Tam, w Indiach. Nie wróciliśmy. Nigdy nie wrócimy.


*(Hiszpania, przylądek Fisterre [koniec ziemi, przynajmniej tak uważano do 1492], zeszłoroczna wyprawa, która tam właśnie sie kończyła. Galicja, Celtowie którzy w dawnych czasach w tym miejscu symbolicznie w płomieniach dokonywali odrodzenia, siebie i świata. Symbol pozostał, każdy pielgrzym docierając tam gdzie konczą się wszystkie drogi, spala coś cennego, swojego, w moim przypadku była to koszulka, z cyatem Nietzshego "one must feel chaos within, to give birth to a dancing star")