wtorek, 18 września 2007

Kasia

Indie - nie swietlisty neon lecz napis usypany z barwnych przypraw ktorych nazwa brzmi jak zaklecie, z henny, potu, siersci krow - napis, ktory pomalu, z cierpliwoscia tworzy sie pod powiekami. Delhi - obok handlarza siedzacego na brudnym kocu, w zgielku ulicy lezy zawiniatko z ktorego szczelnego splotu wychyla sie dziecieca nozka. dlaczego tutaj nie placze gdy na kazdym kroku widze nedzee, biede, poranione, wychudzone psy - gdy leeza w palacym sloncu nawet nie wiem czy zyja. Tutaj nie placze...A jadenak lza o swicie w Delhi, dach, cudowna aromatyczna kawa, budza sie ludzie o spojrzeniu, ktore przenika na wskros (zawsze patrza prosto w oczy). Budza sie, rodza wykluwajac ze splotow materialow w ktorych spia. Budza sie, machaja mi, skaczaca na skakance dziewczynka usmiecha sie tak szczerze i promiennie - dziecko slonca, dzieecko kurzu ulic Delhi, dziecko mdlacego zapachu indyjskich potraw.
Leh - dwie krowie glowy lezace na stoisku z miesem...Leh - miasto otoczone murem gor. Leh do ktorego droga byla kamienista; owa sila emanujaca z majestatu gor sprawiala, ze zawroty glowy, bol zoladka, mdlosci, zmeczenie udalo sie pokonac. W Indiach cierpienie odczuwa sie w calkowicie nowy i odmienny spopsob...
Indie - napis usypany z kamieni, odpadkow, czerwonych kwiatow odkrytych noca przy drodze.
Manali - miejsce gdzie przed hotelem rozmawiam z przyjacielem - Hindusem i kolejna lza gdyz nikt do tej pory nie przemawial do mniee tak pieknie , tak czysto, tak prosto i szczerze. Mowil o jabloniach w sadzie. Przyjaciel ten wieczorem przekaze nam dwie definicje - przyjazni i milosci.
Manali - dach na ktorym oczekujemy burzy. Mrok nadciaga powoli. Skonczylo sie krotkim deszczem choc czulam, ze wody monsunu zlacza mniee z Indiami na zawsze.
Indie - napis usypany z odchodow i bizuterii, napis za ktorym kryje sie cos tak pociagajacego...tu wszystko fascynuje.
Manali - modlitwa pod glazem w klasztorze, dotkniecie kamiennych stop na oltarzu i podzieka.
W ogrodach klasztornych stare kobiety z na wpol sniacymi krolikami w objeciach - sposob na chleb.

3 komentarze:

Unknown pisze...

To jest niesamowite co tu piszesz...

az brak mi slow, zeby zamiescic jakis komenatarz....

violett pisze...

Brak mi słow...

luis pisze...

Jedyne co mi sie nasuwa po przetrawieniu tych fenomenalnych opisów to to ,że pragnęłabym tego doświadczyć na własnej skórze , być Tam, odkrywać na nowo każdy dzień naszej egzystencji we wszechświoecie na nowo z jasnymi i ciemnymi stronami.U nas wieczna pogoń myśli, czasu a Tam odnosze wrażenie czas nie istnieje, tylko wyłaniają się rozwijające się obrazy.To musi być niezmiernie budujące doświadczenie dla kogoś z poza Tamtego świata,zderzenie się dwóch bytów, szok a potem pochłanianie pozytywów, wydalanie negatywów (chociaż te drugie też maja swą wielką wagę ale w zbyt dużym stężeniu zabijają)i mogłabym tak pisać i pisać.Ah!cierpliwości, mandala!za rok, dwa! Pozdrowienia!

PS. Katarzyno myślę nad zakupem nowej peruki dla Nikity. -:)Odkrywaj drogę pełną piersią i rośnij i odpisz mi na maila:-)wysłałam ci wiadomość na adres jaki podałaś Violett, czekam na kilka słów od Ciebie ,Całusy!